Witajcie w świecie dorosłych mówiących do dzieci, gdzie
bezosobowe zdania powiewają na wietrze niczym flagi, by przypadkiem owo
małe istnienie SIĘ NIE POCZUŁO do bycia indywiduum.
Reprezentant
uśrednionej masy.
Mały bezmyślny pasażer, który dokoptował się na gapę i
nie wie dokąd jedzie, ale coś go pcha, więc się porusza mimochodem do
przodu.
Nie wiem skąd to poirytowanie, gdy w Rossmanie czekając w kolejce,
widzę dziewczynkę, która chce soczek i która soczku nie dostaje, bo ma
taki podobno w domu, więc ona płacze, ale ten płacz taki odegrany, że
się nie zanosi, tylko łzy spływają, a ona może bez zająknięcia wymówić,
że ona chce, że ona chce.
I mama ją wyprowadza ze sklepu, żeby już nie
irytowała.
Ja wychodzę po chwili, a one przed czekają na tatę, który
czeka w kolejce jeszcze w.
Patrzę na tę młodą indywidualną twarz i chcę
dostrzec jakąś iskrę życia.
I jeszcze bardziej się irytuję.
Bo widzę
taką kupę komórek ludzkich, którą okrywa powłoka skórna i trochę warstw
ubrań.
I ta cała masa chodzi wte i wewte, a raczej się wlecze,
przelewa, osiąga poziom zblazowania jakiego jeszcze chyba nie dane mi
było uświadczyć.
I te oczy jak u zombie.
I ta mina, taka mina, że no nie
mogę.
Mam ochotę podejść i trzasnąć, wstrząsnąć, odwrócić do góry
nogami, krzyknąć, ryknać: gdzie tu jest życie do cholery?!
Może wtedy by zaczęła płakać,
ale tak prawdziwie, że by oddechu nie mogła złapać i stawiałaby kroki
konkretnie odtąd-dotąd, bez galaretowatego "pomiędzy".
Strasznie mi głupio, że brakuje mi prawdziwości, i że szukam jej u tych,
u których jeszcze jest szansa ją spotkać, a tam odbijam się od
przezroczystych źrenic.
Przykro mi, że wieje nudą na kilometr dla takiego indywiduum, że kamyk
to jest scenografia chodnika, niezauważony punkt.
I nieba się nie
zauważa.
Zauważa się słodycze w sklepie, bo trudno je przeoczyć, skoro ktoś
świadomie układa je co do milimetra tak, żebyś potknął się o nie
systemem wzrokowym.
Zresztą co to jest za zauważanie jak już nie istnieje coś takiego jak wewnętrzne skupienie.
Dziś jestem wściekła, chociaż nie mam okresu.
Nie chcę świata małych zombie.
Nie chcę lekarzy, którzy mówią mi z uśmiechem na ustach o trupkach przy porodzie.
Nie chcę lekarzy, którzy nie słuchają, tylko napierdalają wyuczonymi regułkami.
Nie chcę ludzi, którzy traktują mnie jak case study.
Nie chcę musieć oglądać nawet jak nie chcę kolorowych reklam, które ryją mózg.
Chcę urodzić.
Sama.
Ja.
Ona.
Macica.
On.
I pies.
I tyle na temat nie-wiadomo-którego-tygodnia-ciąży.
Podpisano: Nomatka
PS I się nie będzie leczyć wódką. Bo się jest w ciąży. I co najwyżej można sobie zjeść banana.
Zatem zacznijmy od pozycji płodu w macicy przed porodem, zwaną
położeniem płodu, którą określa się
w stosunku do pionowej pozycji macicy (góra-dół).
Dzieci przyjmują pozycję porodową najczęściej między 32 a 36
tygodniem ciąży. Najczęściej, co nie oznacza zawsze. Zdarza się,
że dzieci zmieniają pozycję tuż przed porodem. Nie tylko tydzień przed, dzień
przed, ale nawet parę godzin przed.
Pozycja, o której mówiłam w nagraniu nosi nazwę położenia podłużnego miednicowego, gdzie
główka płodu skierowana jest w górę macicy.
Położenie to możemy podzielić na
kilka rodzajów ze względu na ułożenie dolnych części ciała płodu:
- położenie miednicowe zupełne – część przodująca płodu to
pośladki i stópki
- położenie miednicowe niezupełne, które z kolei dzieli się
na:
położenie miednicowe pośladkowe
położenie miednicowe kolankowe
położenie miednicowe stópkowe
Jeśli mówimy o położeniu podłużnym główkowym istotne jest ułożenie
głowy płodu, jeśli zaś przodują dolne części ciała, ich ułożenie decyduje o
możliwości porodu naturalnego przy położeniu podłużnym miednicowym.
Zatem jak widzicie, ułożenie miednicowe nie musi od razu
oznaczać cesarskiego cięcia.
Więcej na temat ułożeń płodu i ustawień płodu (czyli
określenia w kierunku której ściany macicy zwrócone są plecy płodu) znajdziecie
w linkach pod wpisem.
Idealna pozycja do rodzenia to ustawienie, w którym płód położony
jest główką w dół, twarzą w kierunku kręgosłupa kobiety, a tył
głowy płodu – potylica – zwrócony jest w stronę jej brzucha.
Co możemy zrobić, jeśli jest inaczej?
Tak naprawdę nie wiem.
I chyba nikt nie wie.
Bo jak można sprawdzić, czy wykonywanie różnego rodzaju
ćwiczeń, wizualizacji, czy masażu rzeczywiście wpływa na ostateczny obrót?
Są kobiety, które nie ćwiczą i dzieci się obracają
prawidłowo.
Są kobiety, które próbują i niczego to nie zmienia.
Są też i takie, które próbują i dziecko się obraca, lecz nie
wiadomo czy to na skutek ćwiczeń, czy naturalnego procesu, który i tak by
zaszedł.
Ale, czy nie warto spróbować? To nic nas nie kosztuje, być może
pomaga, a nawet jeśli nie samemu dziecku, to na pewno nam, żebyśmy miały
poczucie, że zrobiłyśmy wszystko, co było można zrobić i nie obarczały się
później niepotrzebnie wyrzutami sumienia.
Podzielę się z Wami tym, co mnie udało się znaleźć, a jeśli Wy
macie jakieś swoje sposoby, piszcie o nich w komentarzach. :)
Ćwiczenia.
Jest taka ciekawa strona: http://spinningbabies.com/start,
gdzie znajdziecie dokładny opis różnych ćwiczeń i pozycji, które warto
przyjmować, żeby umożliwić maleństwu obrót.
Przede wszystkim dużo się ruszajcie. Nie pozostawajcie w
jednej pozycji zbyt długo, bo to generuje w ciele napięcia, a nam zależy na
tym, żeby być jak najbardziej rozluźnionymi.
Siedząc pamiętajcie, żeby kolana były niżej niż biodra,
szeroko rozstawione, by zrobić jak najwięcej miejsca dla dziecka. Czyli
zakładanie nogi na nogę, na czym ja nagminnie się łapię, odpada. Jadąc
samochodem podkładajcie sobie poduszkę, tak by również utrzymać pozycję –
kolana niżej niż biodra.
Śpimy, leżymy na lewym boku, podkładając poduszki między
nogi i pod brzuch, tak by ciężar ciała kobiety jak najmniej wpływał na macicę.
Ruszajcie miednicą, delikatnie nią bujajcie, zataczajcie
kółka, może potańczcie swobodnie kołysząc biodrami, cokolwiek, co podsunie Wam
wyobraźnia, tak by jak najbardziej się rozluźnić.
Forward-leaning Inversion, czyli pochylenie do przodu – to jedno
z ćwiczeń, które rozluźnia więzadła krzyżowo-maciczne, wygląda tak:
Przeciwwskazania do tej pozycji to ryzyko udaru,
nadciśnienie, jaskra, duża ilość wód płodowych.
Nie wykonuj go po posiłku, bo może
wywołać zgagę. Również wtedy, kiedy dziecko gwałtownie reaguje, jeśli odczuwasz
ból inny od tego wynikającego z rozciąganych więzadeł, jeśli nie masz siły, by
utrzymać ciężar ciała na rękach.
Dokładny opis pozycji znajdziecie na
stronie spinning babies lub na polskim forum, gdzie część ćwiczeń zostało
przetłumaczonych.
Kolejne ćwiczenie to podwijanie miednicy. Przyjmujemy
pozycję na czworaka, podpierając się na rękach i kolanach. Plecy trzymamy
prosto. Następnie ruszamy miednicą i dolną częścią pleców, tak by podwinąć
miednicę pod spod, schować ją, ćwiczenie przypomina koci grzbiet. Ramiona i
łopatki pozostają bez ruchu, a głowie pozwalamy swobodnie zwisać. Wykonujemy
ok. 40 takich „podwinięć”.
Moje ulubione ćwiczenie – unoszenie pośladków.
Kładziemy się na plecach i unosimy miednicę do góry – możemy
podłożyć pod nią poduszki lub oprzeć się o kanapę, krzesło, ławkę. I tak sobie
leżymy ok. 15-20 minut, 2-3 razy dziennie. Można do tego głaskać się po
brzuchu, w kierunku, w którym miałby nastąpić obrót.
Po tym ćwiczeniu najlepiej zrobić od razu drugie ćwiczenie,
w którym siadamy na złączonych stopach z szeroko rozstawionymi kolanami i
opieramy się na łokciach pochylając do przodu, tak by miednica była wyżej niż
nasz brzuch.
Więcej ćwiczeń znajdziecie w linkach pod wpisem.
Dodam jeszcze, że można próbować z muzyką, przykładając
źródło dźwięku do podbrzusza. Albo z latarką. Nakreślając nią kierunek obrotu.
Słyszałam również o technice Bowena, aczkolwiek nie
próbowałam.
Jeżeli zaś chodzi o interwencje medyczne – praktykuje się obrót
zewnętrzny, który wykonuje doświadczony położnik poprzez powłoki brzuszne,
monitorując dziecko przez usg. Wykonuje się go raczej pod koniec ciąży,
ponieważ taka ingerencja może wywołać poród.
No i chyba najważniejsze – wizualizacja i rozmowa z Waszymi
maluszkami.
Wyobrażając sobie obrót i jednocześnie mówiąc do dziecka,
głaszcząc brzuch, myślę, że możemy dojść z nim do porozumienia. No chyba, że
jest uparte.
Gdybym była lekarzem i miała wypisać receptę, znalazłoby się
na niej pozytywne myślenie i nie martwienie się. Trudno o rozluźnione ciało,
kiedy psychika generuje napięcia.
Zatem przede wszystkim te dwa specyfiki, a cała reszta wedle
uznania.